Przyszłość


Jesienne przedpołudnie na stacji Wrocław Brochów było takie, jak zwykle. Przechadzałem się po kładce nad grupą postojową, patrząc na składy przygotowane do odprawienia w różne części kraju. Pod jeden z nich podstawiała się właśnie ET22-2005, wydając z siebie jednostajny szum wentylatorów. Modernizacja – pomyślałem sobie. Dla jednych zbrodnia, dla drugich nadzieja na lepszą przyszłość. Z tym, że ci pierwsi nie mają nic do gadania, bo to właśnie PKP Cargo, a nie miłośnicy kolei decyduje o zmianach. Na lepsze, według spółki. Elektrowóz został podpięty do składu i rewident zaczął wykonywać próbę hamulca. Popatrzyłem w drugą stronę. W oddali widziałem lokomotywownię, manewrującą SM31 w niebieskim malowaniu PKP Cargo, a na horyzoncie grupę rozrządową i setki torów pozbawionych sieci trakcyjnej. Słońce przebijało się przez chmury, wiał lekki wiatr. Pogoda jak na wrzesień była znakomita. Poszedłem dalej kładką, by skosztować malin rosnących w pobliskich zaroślach. Były smaczne i ciekawie wyglądały, bo każdy owoc był złożony z jednego lub kilku okazałych pestkowców, a nie tak jak u zwykłych malin, z wielu malutkich. Uzbierałem niewielką garstkę i wróciłem na kładkę. Opierając się o poręcz, zacząłem się zastanawiać nad przyszłością kolei. Jak będzie za trzydzieści lat?

Po kilku chwilach ujrzałem niesamowicie jasny błysk i przerażający grzmot dochodzący zza krzaków, obok miejsca, w którym rosły maliny. Pomyślałem, że to uderzenie pioruna, ale po chwili uświadomiłem sobie, że przecież nie ma tu żadnych chmur burzowych. Nie wiedziałem, co się dzieje, stałem jak wryty. Część krzaków została momentalnie spalona, reszta żarzyła się lekko i przygasała. Nagle zauważyłem, że coś przedziera się przez krzaki, idąc w moją stronę dokładnie od miejsca wybuchu. Przeraziłem się i byłem gotów do ucieczki w każdej chwili. W końcu zobaczyłem, co to było. Człowiek ubrany w dziwny kombinezon, podobny do tych chroniących przed wysoką temperaturą. Widząc mnie uniósł rękę w geście przywitania, po czym ściągnął hełm. Zauważyłem, że w drugiej ręce niesie złożony drugi kombinezon.

- Witaj! – odezwał się do mnie – Przepraszam, że to w ten sposób wyglądało, ale przybyłem tu specjalnie dla ciebie.

- Eeeee… - nie mogłem wydusić z siebie słowa – eeee… Ale o co chodzi? Kim jesteś?

- Jestem człowiekiem z przyszłości – odpowiedział nieznajomy – Zostałem tu przysłany przez ciebie.

- Zaraz zaraz, ale bez jaj, nie przypominam sobie czegoś takiego, poza tym jak mogłeś przybyć z przyszłości?

- Niedawno wynaleźliśmy urządzenie umożliwiające podróże w czasie i przestrzeni. To działa na zasadzie ugięcia czasoprzestrzeni w wyższych wymiarach, z resztą nie mam czasu na wyjaśnianie. Ubieraj się. – powiedział nieznajomy rzucając mi kombinezon.

- Ej kurde, jaja sobie robisz? – nie dawałem za wygraną – Skąd się tu wziąłeś i czego ode mnie chcesz?

- Tak jak powiedziałem, przybywam z przyszłości, dokładnie z roku 2041. Jestem tu po to, by zabrać cię na wycieczkę w przyszłość. Z resztą sam to wymyśliłeś i mnie tu przysłałeś… Oczywiście będąc w przyszłości, nie teraz.

- Czyli co… Ja sam za trzydzieści lat wyślę ciebie w przeszłość, żebyś zabrał mnie w przyszłość?

- Zgadza się. Zobaczysz jak wygląda kolej za trzydzieści lat. Wybrałeś dokładnie tę chwilę, gdy stojąc na kładce zastanawiałeś się, jak będzie wyglądać kolej za trzydzieści lat.

- Wiesz, o czym myślałem przed chwilą?

- Tak, sam mi o tym powiedziałeś. Specjalnie wybrałeś ten moment.

To było dość przekonujące. Niby skąd mógł znać moje myśli?

- A co będzie, gdy już tam będziemy? Będę mógł wrócić? – zapytałem, bojąc się o własną przyszłość.

- Tak, będziesz mógł wrócić lub przenieść się w dowolne inne miejsce w czasie i przestrzeni.

- Dobra, niech się dzieje co chce. Skoro to ja to wymyśliłem…

- Zatem ubieraj się, mamy osiem minut.

- Na co?

- Za osiem minut otworzy się przejście i będzie otwarte przez trzy sekundy. Pospiesz się.

- Dobrze, dobrze.

Zacząłem zakładać kombinezon.

- Po co musimy to zakładać?

- Temperatura podczas otwierania przejścia jest bardzo wysoka… Z resztą sam widziałeś. Potrzebna jest do tego ogromna energia. Dlatego też nie możemy utrzymać przejścia zbyt długo, po prostu nie da się wytworzyć tak olbrzymiej energii na dłuższy czas.

- Mniej więcej rozumiem… - odpowiedziałem. Byłem tak oszołomiony tym, czego się przed chwilą dowiedziałem, że nie mogłem nic więcej powiedzieć.

Założenie kombinezonu zajęło mi pięć minut. Staliśmy teraz w krzakach, w miejscu, gdzie wcześniej otworzyło się przejście. Człowiek z przyszłości cały czas spoglądał na zegarek.

- Przygoduj się. – powiedział – Gdy założymy hełmy, nie będziemy nic słyszeć. Okno otworzy się na trzy sekundy i musimy przez nie przeskoczyć. Dam ci znak ręką, gdy będzie pięć sekund do otwarcia.

Coraz bardziej się bałem. W tej chwili żołądek podchodził mi do gardła i czułem w nim nieprzyjemne skurcze. Nie miałem pojęcia, czy to przeżyję. Jednak skoro on przeżył, to może się uda… Ciekawość była jednak bardzo silna i nie pozwalała mi na odwrót.

- Załóż hełm – powiedział człowiek z przyszłości – Za pół minuty skaczemy.

Założyłem hełm i rzeczywiście, nastąpiło całkowite wyciszenie dźwięków z otoczenia. Zapewne z powodu tego grzmotu, który powstawał w trakcie otwierania przejścia.

Po chwili nieznajomy uniósł rękę. Przygotowałem się do skoku. Po pięciu sekundach usłyszałem głuchy dźwięk grzmotu i zobaczyłem jasne światło, przy czym szyba hełmu momentalnie ściemniała, zapobiegając oślepieniu. Nieznajomy chwycił mnie za rękę i mocno szarpnął, a wtedy wykonałem duży skok i biegłem jeszcze dalej przez kilkanaście metrów. Szyba hełmu się rozjaśniła. Zauważyłem, że znajduję się na jakimś wybetonowanym placu otoczonym murem. Rozejrzałem się dookoła. Zobaczyłem człowieka w kombinezonie i rozżarzoną, parującą plamę na środku placu. Więcej nic tam nie było. Nieznajomy ściągnął hełm. Ja zrobiłem to samo.

- Udało się! – krzyknął do mnie.

- To super… Gdzie jesteśmy?

- Na terenie Laboratorium Czasu i Przestrzeni we Wrocławiu – odpowiedział człowiek z przyszłości, który z obecnego punktu widzenia był człowiekiem z teraźniejszości – spójrz w górę.

- O ja pier… - spojrzałem w górę i zobaczyłem wysoką na kilkaset metrów wieżę opartą na trzech masywnych wspornikach – Co to jest?!

- Akcelerator energii. To tym strzelamy, by otworzyć przejście.

- Imponujące… Kto to wszystko zbudował? Kto to wymyślił?

- Może to być dla ciebie szokujące, ale to ty to wymyśliłeś.

- Nie no… - nie mogłem uwierzyć jego słowom. Ja? Jak mogłem na to wpaść? Ja? – Niemożliwe! – krzyknąłem.

- Jesteś obecnie wielkim wynalazcą. To urządzenie to znakomicie działający prototyp, obecnie budujemy drugi egzemplarz.

- Nie wierzę… Po prostu… - po prostu zaniemówiłem.

- Dobra, zdejmujemy te kombinezony i wychodzimy stąd. Mamy wiele do obejrzenia.

- A tak w ogóle to kim jesteś i jak się nazywasz? Teraz mamy już chyba czas na wyjaśnienia.

- A, tak, przepraszam, jestem Andrzej Woźniak, miłośnik kolei i pracownik naukowy. Mam tytuł doktora fizyki, a po godzinach fotografuję kolej. Jak sądzę, właśnie kolej najbardziej cię interesuje?

- Tak… właśnie się zastanawiałem, jak to będzie wyglądać za te trzydzieści lat…

- Okej, jedziemy na Brochów.

 

Laboratorium znajdowało się całkiem blisko Brochowa, na obrzeżach Wrocławia. Był to niesamowicie wielki kompleks. Samo wydostanie się z niego zajęło nam trochę czasu. Przechodziliśmy przez różne pomieszczenia pełne ludzi w białych fartuchach, przez setki metrów korytarzy, aż w końcu wyszliśmy na zewnątrz. Byłem pod wrażeniem ogromu tej instytucji, jak również wieży akceleratora, która była widoczna z wielu kilometrów. Na Brochów dotarliśmy samochodem o napędzie wodorowym. Jak się dowiedziałem, takie pojazdy wciąż były w mniejszości, ale ich liczba stale rosła, ponieważ ceny paliw kopalnych były niesamowicie wysokie.

Stacja wyglądała praktycznie tak samo, jak za moich czasów. Tylko dworzec był jakby bardziej zniszczony, tak samo jak hala lokomotywowni. Wagony o dziwo też były raczej te same, co dawniej. Zauważyłem, że większość z nich to zagraniczne cysterny i wagony kryte, niektóre wyglądały dość nowocześnie, ale pośród nich widać było również stare, polskie węglarki z czasów PRL. Dotarliśmy do lokomotywowni. Zauważyłem, że lokomotyw było tam cztery razy mniej, niż zwykle, za moich czasów. Do tego w większości były to jakieś nowe elektrowozy niemieckiej produkcji. Zobaczyłem też kilka ET22 z serii 2000, które były dość mocno skorodowane i stały na jakimś bocznym torze oraz dwie SM31 i jedną SM42.

- No więc tak to wygląda. – rzekł Andrzej, gdy zatrzymaliśmy się przed halą lokomotywowni.

- Mniej więcej tego się spodziewałem – odrzekłem. Ale nie sądziłem, że SM31 i SM42 będą dalej na chodzie.

- Tak naprawdę to dwie są na chodzie, bo jedna SM31 ma przerdzewiałą ostoję i pójdzie do kasacji.

- Ojoj… a ile ich zostało?

- Przykro mi to mówić, ale w całym kraju mamy obecnie 30 spalinowych lokomotyw manewrowych i 19 liniowych.

Zamurowało mnie.

- Z czego wszystkie liniowe są zmodernizowane, czyli nowy silnik, kabina itp. – ciągnął dalej Andrzej. – Jest pięć zmodernizowanych ST44, sześć ST45 i osiem SU46. ST43, SU45, SU42 i SP32 zostały całkowicie wycofane, zachowały się jedynie okazy muzealne. Z manewrowych są tylko SM42, SM31 i kilka SM48, będących notabene w większości TEM18, reszta również wycofana.

- Ja nie mogę… A co z LHS?

- LHS zelektryfikowano. Tak jak większość ważniejszych linii, na przykład Ostbahn, Podsudecka…

- Nie…

- Tak, właśnie tak się stało. W Polsce są obecnie tylko trzy linie niezelektryfikowane, będące w użytku. Na dodatek prawie nic na nich nie jeździ. Większość lokomotyw spalinowych obsługuje ruch towarowy do Niemiec.

- A prywaciarze? Oni na pewno mają spalinówki!

- Mają i to całkiem sporo, ale ostatnio przerzucają się na elektryki, bo paliwo drogie. No, ale po tych swoich bocznicach to jednak muszą spalinowymi, więc to prędko nie zginie. Jednak muszę powiedzieć, że i tych prywaciarzy ostatnio jest coraz mniej.

- A co z przewozami pasażerskimi? Można spotkać jeszcze EU07?

- Jeszcze można, ale tylko zmodernizowane, a i tak to już wielka rzadkość. Zostały chyba tylko trzy sztuki. Teraz większość pociągów pasażerskich to EZT. Również ekspresy, pospieszne. Składy wagonowe odchodzą w zapomnienie. Mamy sporo nowoczesnych lokomotyw, więc EU07 są raczej niepotrzebne. A wszystkie stare lokomotywy zostały pocięte.

- Mówisz, że wszystko to EZT, a co z szynobusami?

- Jeździ kilka na tych niezelektryfikowanych odcinkach, a reszta została sprzedana za granicę albo pocięta, bo to strasznie awaryjne było. A teraz paliwo drogie i wszystko dąży do elektryfikacji. Mamy nawet elektrownię jądrową.

- Co z EN57?

- Wiedziałem, że zapytasz. EN57 są nieśmiertelne i jeżdżą do dzisiaj. Co prawda tylko kilka sztuk, ale wciąż można je spotkać.

- Tak myślałem… Kibel był, jest i będzie… A te ET22-2000?

-  A to stoi od dawna zepsute i nikomu się nie chce tego naprawiać. Jeździ kilka sztuk tylko, już są na wykończeniu. Teraz mamy dużo elektrowozów z Niemiec. Głównie używanych… Chodźmy na drugą stronę hali. Zobaczysz coś ciekawego.

 

Przeszliśmy na drugą stronę i na tyłach lokomotywowni ujrzałem… parowóz! Na dodatek był pomalowany w niebiesko-zielone barwy PKP Cargo i unosiła się z niego strużka pary.

 

- Co to ma być?!  - zdziwiłem się niebagatelnie.

- A to jest parowóz – odpowiedział Andrzej i zaśmiał się.

- Dlaczego jest tak pomalowany? I dlaczego tu stoi?

- Bo jest zmodernizowany. Tak jak mówiłem, większość lokomotyw spalinowych została pocięta, zostało tylko trochę tych zmodernizowanych. A niedawno okazało się, że jednak są potrzebne spalinowe, bo zwiększyło się zapotrzebowanie na przewozy do Niemiec. No i PKP Cargo uznało, że taniej będzie zmodernizować parowozy, niż kupić nowe lokomotywy, które są obecnie bardzo drogie… No i paliwo jest drogie, a węgiel tańszy. To wzięli na początek jakiś muzealny okaz Ty2 i wstawili tam automatyczny podajnik węgla, komputer, który zarządza ciśnieniem, dozowaniem pary, węgla, dosłownie wszystkim. Maszynista tylko steruje sobie przepustnicą i hamulcami i tyle, więcej nic nie musi robić.

- Ahaa…. Aha ile jest już takich parowozów?

- Ten jest trzeci, ale są tylko dwa, bo pierwszy prototyp uległ zniszczeniu.

- Wypadek?

- W zasadzie można to nazwać wypadkiem… Nastąpiła awaria komputera i wybuchł kocioł. Ale te dwa następne mają już nowsze komputery, więc nie powinno się to już zdarzyć.

- Lepiej chodźmy stąd. Nigdy nic nie wiadomo…

Andrzej zaśmiał się tylko i spojrzał na zegarek.

- Ooo, chodź szybko, znów coś fajnego zobaczysz!

Poszedłem za nim. Poszliśmy przez tory postojowe do części pasażerskiej i zatrzymaliśmy się przy przystanku.

- Zaraz będzie jechał. – oznajmił Andrzej.

Poczekaliśmy chwilę i zobaczyłem, jak z ogromną prędkością przez stację przejeżdża pociąg…

- TGV? – zdziwiłem się po raz kolejny.

- Zgadza się. Prawdziwy francuski TGV. Intercity kupiło kilka sztuk, bo we Francji wyszły z użycia i teraz jeżdżą u nas. Tutaj na odcinku Wrocław – Opole rozwijają 200 km/h.

- No nieźle… Jak zwykle Polska złomowiskiem Europy…

- Tak to jest, gdy taniej jest kupić używane…

Poczułem jakby przygnębienie. Przecież to wszystko to jakaś paranoja…

- To bez sensu, chcę wracać – powiedziałem stanowczo – Chcę wrócić i mieć normalną, starą kolej, chociaż przez kilka lat. I nie będę wymyślał żadnego wehikułu czasu!

- W takim razie jest szansa, że w twoim świecie kolej przetrwa dłużej, niż w naszym. Bo tutaj po wynalezieniu technologii podróży w czasie i przestrzeni, kolej będzie umierać. Nie będzie już potrzebna.

- Dobrze, że to mówisz… Ale zgodnie z tym, co powiedziałeś, mój czas nie ma wpływu na wasz?

- Nie ma wpływu, bo to dwa różne wszechświaty równoległe. Gdy zmienisz coś w swoim czasie, w naszym nie zmieni się nic, bo nasza przeszłość jest niezmienna. Będziemy żyć tu nadal, z umierającą koleją i maszyną czasu…

- Dwa odmienne wszechświaty?

- Tak, rozdzieliły się w chwili otwarcia przejścia. Zostaniesz przeniesiony do chwili tuż po drugim rozdzieleniu, do wszechświata, w którym aktualnie cię nie ma.

- Nie za bardzo rozumiem, ale…

- Nie musisz rozumieć. Tak samo jak nie musisz konstruować tego urządzenia, które wywołało całe to zamieszanie.

- To dobrze. Chciałbym też, abyście nigdy więcej nie przedostawali się do mojego wszechświata.

- Możesz być o to spokojny. I tak po czasie dłuższym, niż dwadzieścia minut, będzie on tak odległy, że nie zdołamy otworzyć przejścia do niego. Te piętnaście minut, które miałeś na ubranie się, to było praktycznie na granicy. Byliśmy wtedy już w odgałęzionym wszechświecie. Natomiast w miejsce, które jest bezpośrednią przeszłością wszechświata, w którym jesteśmy teraz, możemy przenieść się w każdej chwili. Wyobraź to sobie jako coś w rodzaju drzewa, gdzie w miejscu przejścia odgałęziają się dwa konary.

- Zaczynam rozumieć… Chodźmy do laboratorium. Nie chcę już niczego więcej tu widzieć. Z biegiem czasu może i tak to zobaczę.

- Może zobaczysz, a może wszystko potoczy się inaczej. To przecież odrębne wszechświaty. Ale myślę, że wiele będzie wspólnego, wszak ci sami ludzie będą podejmowali decyzje…

 

Po tej rozmowie wsiedliśmy do samochodu i wyruszyliśmy z powrotem do laboratorium. Andrzej porozmawiał z kilkoma naukowcami, którzy zaczęli uruchamiać maszynerię. Wyszliśmy na plac pod wieżą otoczony murem. Andrzej miał ze sobą tylko jeden kombinezon.

 

- Przejdziesz sam, bo ja nie będę mógł już wrócić. Będzie już za daleko. A maszyna potrzebuje kilku minut na ponowne załadowanie. Kombinezon zatrzymasz sobie na pamiątkę. – powiedział Andrzej, uśmiechając się do mnie.

- Spoko, jakoś dam sobie radę.

- Jak opuszczę teren, to maszyna zacznie ładowanie, musisz być wtedy w kombinezonie. Ustawisz się w miejscu zaznaczonym krzyżykiem, twarzą do drzwi. Nad drzwiami jest lampka, będzie migać tuż przed strzałem, a jak otworzy się przejście, to wskoczysz do niego. Rozumiesz?

- Rozumiem.

- Pamiętaj, aby uratować kolej.

Andrzej pożegnał się ze mną i poszedł w kierunku drzwi. Ja zacząłem zakładać kombinezon. Następnie wszystko przebiegło tak, jak należało i w wielkim błysku energii przeniosłem się do roku 2010, na stację Wrocław Brochów, w krzaki obok kładki. Minutę po tym, jak razem z Andrzejem opuściłem swój czas. Szybko zdjąłem z siebie kombinezon i ukryłem go w zaroślach, ponieważ usłyszałem syreny straży pożarnej, lub może policji. Uznałem, że muszę uciec z tego miejsca. Mogłem im powiedzieć, żeby przenieśli mnie w inne miejsce, ale jakoś nie było czasu, a oni też na to nie wpadli. No cóż, przynajmniej jestem u siebie – pomyślałem. I mam w miarę normalną kolej… jak na razie…



KONIEC